Rozdział 1
"Oddawaj dzieciaka"
Lily i James Potterowie stali w holu i ubierali na siebie płaszcze.
- Mamo, na
pewno dasz sobie radę?- zapytała po
raz kolejny Lily- Harry ma dopiero pół roku,
a już ujawniły się u
niego magiczne zdolności.
-Córeczko-
powiedział Barbara- może i nie
używamy
magii na co dzień, ale z tobą sobie
poradziłam. Co
prawda Tunia nie ma magicznych zdolności, ale
ty to nam zrekompensowałaś.
-Jakich to ja
rzeczy dowiaduje się o swojej żonie –
powiedział z udawaną powagą James,
za co żona
uderzyła go ręką w tył głowy. –
Au, a to za co?
- Idźcie już bo się spóźnicie –
powiedział Rithart(czyt. Riczard).
-Dobrze tato –
odparła Lily
– Za 2 godziny wrócimy.
Wyszli przed drzwi i się
deportowali. Aportowali się w Hogwarcie na wieży
astronomicznej.
Barbara stał nad łóżeczkiem
jej wnuka.
-Jaki on jest
słodziutki-
rozczulała się nad
Harrym.
-Trzeba
przyznać, że syn
im się udał –
odparł jej mąż.
-A my na początku na
nich naskoczyliśmy, gdy nam powiedzieli, że Lily
jest w ciąży.
-Ale wszystko
się dobrze
ułożyło.
-Masz rację –
stwierdził starsza kobieta. – Ciekawe dlaczego Albus
tak nalega by się lepiej ukryli.
-Nie mam pojęcia,
ale moż…- nie
dokończył bo z
dołu usłyszeli
trzask. Zbiegli na dół i zobaczyli Voldemorta spinającego się po
schodach. Gdy ich zobaczył zabrał głos:
-Oddajcie mi
szczeniaka – wysyczał.
- Biegnij na
górę,
zabierz Harry'ego i uciekaj- krzyknął mężczyzna
do żony.
Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać zaśmiał się
szyderczo i wyciągnął swoją różdżkę i
rozpoczęła się walka.
Kobieta szybko wbiegła do pokoju swego wnuka. Wzięła go na
ręce i
chciała
uciekać, ale
zobaczyła błysk
zielonego światła i usłyszała szaleńczy śmiech
Czarnego Pana. Zobaczyła jego sylwetkę
wspinającą się po
schodach. Zamknęła pośpiesznie
drzwi i rzuciła na nie wszystkie zaklęcia
ochronne jakie znała. Wysłała
patronusa do swojej córki.
-Otwieraj- usłyszała syczący głos
Voldemorta. Włożył
Harry’ego do łóżeczka i
ukucnęła przy
nim.
-Nie możesz
zginąć-powiedziała do chłopca.-Zrobię
wszystko byś przeżył.
Czarny Pan cały czas
dobijał się do
drzwi. Za każdym razem, gdy ten łamał jakieś zaklęcie ta rzucała je
ponownie.
-I tak was
dopadnę!-był już wściekły. Po
kolejnych sekundach drzwi wyleciały z
futryny.
- Czego
chcesz?!!-krzyknęła przerażona
Barbara.
- Oddawaj
dzieciaka- wysyczał.
-Co zrobiło ci
kilkumiesięczne dziecko- sama nie wiedziała skąd ta
odwaga, ale czuła, że musi
to przeciągnąć.
-Żaden
wybraniec mnie nie pokona.
Nagle starszą kobietę olśniło. To
dlatego Dumbledor umieścił tu jej
córkę z mężem i
synem. To Harry jest wybrańcem, o którym mówi
przepowiednia.
-Nie!!!
-Odsuń się-wysyczał- nie
chcę zabijać mojej
kuzynki.
- Zostaw
go!-krzyknęła. Usłyszała
trzaski towarzyszące aportacji.
-Avada Kedavra
– kobieta w ostatniej chwili zasłoniła wnuka
własnym
ciałem i z
krzykiem upadła z pustymi oczami na podłogę. Było słychać bieg
po schodach na parterze. Voldemort skierował różdżkę na
malca i ponownie rzucił śmiercionośne zaklęcie,
ale gdy te go dotknęło to się od
niego odbiło i uderzyło w
Czarnego Pana. Ten przeleciał na przeciwległą ścianę.
Podparł się na rękach i
spojrzał w
stronę łóżeczka.
Chłopiec płakał, a na
czole miał bliznę w
kształcie błyskawicy.
Lord Voldemort wstał i skierował się w
stronę łóżeczka.
Wtedy do pokoju wpadł James i rzucił w jego
stronę Avadą, a za
nim wpadł
Dumbledore i Lilian. Czarny Pan skierował różdżkę w ich
stronę ale
nic się nie
stało..
Wtedy zaczął się cofać w
stronę okna i
rozmył się w
powietrzu. Lily szybko podbiegła do płaczącego
Harry’ego i wzięła go w ramiona. Gdy przytuliła je do
siebie mały przestał od
razu płakać. Zauważyła ciało przy łóżeczku i
rozpoznała w nim
swoja matkę. Zaczęła płakać i drżącą dłonią zamknęła oczy
martwej matce... jej rodzice zginęli
broniąc jej
dziecka. Przytuliła swojego synka mocniej do
siebie i zaczęła się z nim
bujać by się
uspokoić. James
podbiegł szybko
do płaczącej żony bo
bał się, że
dziecku może coś być.
Wtedy Lily wskazała ciało jego
teściowej.
Gdy zobaczył martwe ciało
przytulił żonę do
siebie i zaczął ja uspokajać.
Pocieszeniem było to, że w tej
chwili Harry zaczął płakać co
znaczyło, że żyje.
Mocniej przycisnął Lily do siebie, a ta się w
niego jeszcze bardziej wtuliła.
-Póki co świat
jest wolny od Voldemorta-oznajmił Albus.
-Jak to?-
zapytała przez
łzy
Lily.
-Nie wiem jak
to się stało, ale
gdy zaklęcie
trafiło w
Harry’ego to się odbiło i
uderzyło w
Lorda.
-Ale on żyje-powiedział James-
mimo to, że ja też rzuciłem w
niego Avadę.
-Lecz stracił swą moc,
więc jest
nie groźny. Po
za tym stracił materialne ciało ,a
przepowiednia mówi o tym, że to właśnie on
pokona Lorda Voldemorta. Wasz syn mimo tego, że ma
zaledwie pół roku dysponuje potężną mocą, a za
kilkanaście lat
ponownie stanie z nim twarzą w twarz by wypełnić
przeznaczenie.
-Co mamy mówić? -
zapytał Lily
odrywając wzrok
od blizny jej synka.
-Że
stracił swoją moc i
ciało
fizyczne – powiedział Albus, a po namyśle dodał – że po
prostu zniknął.
Małżeństwo
chwilę się
zastanawiało, ale po chwili doszli do wniosku, że
przecież taka
była
prawda. Pokiwali głową na
znak zgody. Wstali, a po chwili do domu wpadli aurorzy na czele z ministrem
magii. Spojrzeli na zdemolowany pokój. Wyglądał jak by
przeszło tędy
tornado. Zabrali Dumbledora i Potterów z dzieckiem do ministerstwa, a ciała
zabrali na noszach. Albus, Lily i James złożyli
zeznania po czym opuścili ministerstwo. Przez najbliższy
czas mieli zatrzymać się w
innej rezydencji Potterów. W końcu mieli ich kilka w
samych okolicach Londynu, a kilkanaście w
całej
Wielkiej Brytanii. Przez te wszystkie lata się tego
trochę
nazbierało.
Szczególnie, że w rodzie Potterów pojawiał się zawsze
tylko jeden syn. Nikt nie wiedział czemu
tak jest. Podobnie było z Wesley’ami. Zawsze rodzili
się
synowie i od ponad 100 lat nie urodziła się
dziewczynka.
Następnego dnia cały świat
czarodziei wiedział o radosnej nowinie. Syn
Potterów zyskał przydomek „Chłopca-Który-Przeżył”, był znany
jako pierwsza osoba, która przeżyła uśmiercające zaklęcie.
Informacje o tym zdarzeniu były we wszystkich gazetach
na całym świecie.
Właśnie
odbywał się
pogrzeb Barbary i Ritcharta Evansów. Na cmentarzu zgromadziły się tłumy
czarodziei. Większość z nich
przyszła by pożegnać
wspaniałych
czarodziei. Niestety znaleźli się też tacy,
którzy próbowali zajrzeć do wózka który prowadził James.
Ci którym się to udało
otwierali oczy, a czasem nawet usta w szoku. Wśród
takich osób było słychać szepty
takie jak „to prawda, ma bliznę na czole” itp.
Potterowie stanęli koło
rodziców Jamesa. Po chwili dołączyła do
nich Petunia Dursley, siostra Lily z wózkiem w którym był jej
roczny synek-Dudley. Siostry przytuliły się do
siebie i razem płakały nad
grobem rodziców. Vernon-mąż Petuni, nie przyszedł na pogrzeb
bo nienawidzi magii. Z Petunią jest bo jest charłaczką. Po
pogrzebie wszyscy zaczęli się
rozchodzić.
- Sądzę, że
lepiej było by zamieszkać wśród
mugoli.
-Masz rację –
poparła męża
Lily.- Jak Harry podrośnie to wrócimy.
- Koło nas
jest dość duża działka na
sprzedaż.-zaproponowała
Petunia.
-To świetny
pomysł, chłopcy są w tym
samym wieku więc będą mogli
się ze sobą bawić.
-Chodźmy więc
porozmawiać z Dumbledorem- powiedziała Lily,
po czym dodała- Petunio, mogła byś
powiedzieć, że twoja
siostra chce na 100% kupić tą działkę.
-Oczywiście-
powiedziała Petunia- to ja już wracam.
Aktywowała świstotlika
po czym zniknęła razem z wózkiem.
(Rok później)
Rodzina Potterów już od
miesiąca
mieszka na Privet Drive nr.3. Szybko zyskali sympatie mieszkańców tej
dzielnicy miasta. Bogata rodzina, Lily jako przykładna żona
zajmuje się dzieckiem, James bardzo dobry
prawnik(interesował się
mugolskim prawem od dzieciństwa). Siostry razem
chodzą z dziećmi do
parku i często widać je
chodzące
razem na zakupy, gdy ich mężowie mają wolne.
Nadal utrzymywali kontakty z przyjaciółmi i
profesorem Dumbldorem. Święta
zawsze spędzali wspólnie. Gdy Harry skończył 3 lata
zaczęli go
powoli wprowadzać w świat
magii. Rok później dostał
niezarejestrowaną różdżkę i
rodzice uczyli go już podstawowych zaklęć. W
wieku zwykłym dla mugolskich dzieci poszedł do
prywatnej szkoły, a Dudley do publicznej. Po za tym Albus
przychodził do nich co 3 dni i miał
prywatne lekcje z Harrym. W wieku 11 lat został wysłany do
prywatnej szkoły dla czarodziejów w Irlandii. Zdobył tam
kilkoro naprawdę dobrych znajomych, którzy po
krótkim czasie byli już przyjaciółmi.